zjd. M&K Szczechowicz
Odlotowa Piątka, edycja trzecia. Czego się spodziewać po biegu o takiej nazwie? Z pewnością tego, że jest odlotowo – czasem nawet dosłownie. O5 (ten chwytliwy skrót powoli się już przyjmuje) to zawody rozgrywane na terenie Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie.
zdj. Paulina Fraczek/lovekrakow.pl
Wyznaczona trasa (ok. 5 km) obfituje w wiele wyjątkowych niespodzianek: zabytkowy pas startowy, historyczne śmigła nad głowami biegaczy, błyszczące skrzydła eksponatów, przebieżka przez muzealny hangar – to “tylko” te lotnicze.
zdj. Paulina Fraczek/lovekrakow.pl
Odlotowa Piątka nie pozwola się nudzić, nie ogranicza się jedynie do płaskiego asfaltu, wymaga wszechstronnych umiejętności – mieszanki szybkości, gibkości, wytrzymałości, siły i sprytu. Krótki dystans i wielość atrakcji (oraz autorskich przeszkód) sprawiają, że wygrywają naprawdę najlepsi, ci z najbardziej odlotową formą i dyspozycją dnia.
zdj. Running Performance
O5 jest jednak dla wszystkich, także dla tych, którzy oczekują po prostu dobrej zabawy i nowych wyzwań – co czyni bieg idealnym również dla całych rodzin, grup przyjaciół, zwariowanych amatorów rekreacji etc.
W III edycji wystartowało około 130 śmiałków. Pogoda – specjalnie przez nas zamówiona 🙂 – dopisywała przez cały dzień; przecież dobrym inicjatywom “góra” zawsze pomaga.
zdj. Paulina Fraczek/lovekrakow.pl
Promienie słońca rozpieszczały biegaczy, dopingujących i organizatorów. Przez kilka porannych godzin udało nam się stworzyć w Muzeum atmosferę naprawdę odlotowego pikniku. Sam bieg był wisienką na lotniczym torcie, dopełniając świetną całość otoczki przygotowań i późniejszych gratulacji. Różnorodność biegaczy, ich motywacji, ambicji, celów i wyników, była proporcjonalna do różnorodności typowo crossowej trasy. Najszybsi potrzebowali 16 minut na stawienie się na linii mety;
zdj. Paulina Fraczek/lovekrakow.pl
niektórzy kończyli dystans naśladując szybujące samoloty, inni – wyraźnie zaskoczeni 5-kilometrowymi przygodami – wyglądali jakby zabrakło im paliwa w baku. Najcudowniejsze były jednak dzieci – małe samolociki z kipiącą energią, wyprzedzające na ostatnich metrach rodziców-dreamlinerów.
zdj. Paulina Fraczek/lovekrakow.pl
Ich pasja i zaangażowanie poruszyły nasze mastersowe serca. Najbardziej uroczy był najmłodszy (4-letni) zawodnik, który nie uległ namowie taty (“a może skrócimy trasę?”), stwierdzając po drodze, że oszukiwanie jest nieuczciwe. Na mecie otrzymał ogromne oklaski, zachowując dumę prawdziwego zwycięzcy i fightera.
zdj. Paulina Fraczek/lovekrakow.pl
Biegacze sklasyfikowani zostali w 3 kategoriach wiekowych (kobiety i mężczyźni osobno) – Samolociki (poniżej 20 lat), Dreamlinery (20-40) i Eksponaty (powyżej 40). Nagrodzeni (otrzymali upominki od sponsorów) nie kryli swojej radości, gratulując sobie nawzajem – jak na rasowych sportowców przystało.
zdj. Paulina Fraczek/lovekrakow.pl
Pamiątkowe zdjęcia, wymiana wrażeń, dziesiątki świeżych wspomnień, mnóstwo uśmiechu i rodzinnej atmosfery. To był dobry dzień, dobre doświadczenie, dobra inicjatywa.
zdj. Paulina Fraczek/lovekrakow.pl
Zabawa połączona z rywalizacją, zaskoczenie z wyzwaniem, wysiłek z radością. Do piękna sportu nie potrzeba wcale wyśrubowanych rekordów – wystarczy spotkać się z wariatami, którym nie straszne są każde przeszkody; nie tylko te w postaci zwalonych kłód, ale również te “nie dam rady” i “nie mogę”. W niedzielę wszyscy dali radę. I za to im dziękujemy.
Post Views: 328